Podlaski tramping
Pomysł kilkudniowego wypadu na wschodnie rubieże kraju chodził za mną od dawna. Wielokrotnie odwiedzaliśmy z kumplami Bieszczady, czy Mazury natomiast Podlasie pozostawało wciąż nie odkryte dla mnie i mojego Indiana. Kusiły internetowe obrazki zalanego lasami, polami, łąkami krajobrazu pośród których wiły się nowe asfaltowe drogi. Ciekawiły historyczne opisy tygla narodów i wyznań , a zachowane cerkwie , klasztory ,pomniki wzmagały chęć poznania tej krainy. Wszytko wydawało się inne, nieznane a jednocześnie urzekające. Czekała nas bardzo ciekawa podróż.
Wyruszyliśmy w piątek rano, co prawda bracia Jacek i Janek rozpoczęli podróż z okolic Częstochowy już w czwartek po południu docierając na nocleg w Puławach po przejechaniu prawie 250 km. Jacek dosiadł swojego Chiefa z 1938 a Janek Harleya VLD z 1934. W piątek rano dołączył do nas drugi Jacek ze Zwolenia na wojskowej WLA.
Plan na dzień pierwszy był prosty dojechać na nocleg w agroturystyce Żubrowa Ostoja zatrzymując się w ciekawych miejscach. Pierwszy przystanek to miejscowość Kodeń, gdzie trzymając szczęki aby nam nie opadły zwiedziliśmy kompleks klasztorny zwany Kalwarią Kodeńską. Dzisiaj to wieś ,a w ubiegłych wiekach dobrze prosperujące magnackie miasto.
Pędzimy dalej do Janowa Podlaskiego na spotkanie z prawdziwymi Arabami. Trasa prowadzi na północ wzdłuż granicznego Bugu, pusto na drodze, bociany wokół, pola słoneczników. Zdążyliśmy przed zamknięciem stadniny dla zwiedzających, spacerujemy od stajni do stajni podziwiając słynne konie arabskie dziwiąc się jednocześnie ich niewielkim rozmiarom i wysokim cenom. Podobnie jak w przypadku starych motocykli angielskich czy niemieckich.
Kolejny przystanek to święta dla wyznawców prawosławia Góra Grabarka. Miejsce wielu uzdrowień, a w szczególności znana z tysięcy wotywnych krzyży otaczających znajdującą się na wzgórzu cerkiew. Łyk zimnej wody ze Świętego Źródła postawił nas na nogi i miałem wrażenie, że na ostatnim odcinku trasy naszym motocyklom też przybyło mocy .
Docieramy wieczorem do miejsca noclegu . Żubrowa Ostoja to miejsce położone nad samym brzegiem Narwi. Klimat podlaskiej wsi, drewniane zabudowania, mili gospodarze, widok z tarasu niezapomniany.
Plan na sobotę był bardzo ambitny, mieliśmy wykonać pętle wokół Białegostoku odwiedzając szereg ciekawych miejsc po drodze.
Tymczasem poranek rozpoczął się od zwiedzania oryginalnie zachowanej kuźni z lat 70 tych, której właścicielem jest nasz gospodarz. Wszystko pozostawało tak jak w ostatnim dniu jej pracy czyli w latach 70-tych, wszystkie narzędzia, przyrządy coś niesamowitego.
Wyruszyliśmy w trasę z nowym planem. Jedziemy jako pierwszy cel odwiedzić jedyną pustelnię prawosławną w tym kraju w Ordynkach. Miejsce niezwykle ciekawe, opowieści mnicha można słuchać bez końca, dziwny spokój wokół …
Kolejny cel to Kruszyniany, tatarska wioska znana chyba wszystkim. 50 km trasa wiodła uroczymi trasami przez zapomniane przez cywilizację wioski. Bruk zamiast asfaltu, drewniane domy , gniazda bocianie, sady, prawosławne krzyże i kopuły cerkwi.
Obiad w tatarskiej jurcie, zwiedzanie muzeum Tatarów polskich, meczetu i cmentarza muzułmańskiego to obowiązkowe punkty wizyty w tym miejscu. Plan wykonaliśmy w całości i dalsza podroż na północ nie miała już sensu, słońce przechyliło się ku zachodowi. Mijając ponad dwudziestokilometrową kolejkę tirów stojących do granicy pędziliśmy teraz na skraj Puszczy Białowieskiej, aby odwiedzić małą miejscowość Stare Masiewo, tutaj oprócz żubrów można zbliżyć się do muru dzielącego granicę. Zatrzymaliśmy się na moment nad brzegiem Zalewu Siemianówka i wzdłuż jego brzegów dotarlismy do samej granicy.
Żubrów nie spotkaliśmy, jedynie zając który próbował je zastąpić pozował nam do zdjęcia. Mur stał i dzieli ludzi.
Powrót do bazy w świetle zachodzącego słońca przez kipiące zielenią pola i łąki kończył naszą krótką wyprawę po terenach Podlasia. Pozostał wielki niedosyt, niewiele udało się zobaczyć, miałem wrażenie, że Podlasie tylko pokazało nam mały palec, chowając co najcenniejsze ma do zaoferowania do następnego razu. Intencje odczytaliśmy właściwie, wrócimy tutaj wkrótce tym razem na zdecydowanie dłużej.
Niedzielny powrót to tankowanie , jazda, deszcz, tankowanie. Rozbawili nas policjanci , którzy zatrzymali całą naszą czwórkę i skrupulatnie skontrolowali dokumenty, cmokając i komentując nasze motocykle. Jacek precyzyjnie musiał objaśniać Panu Komisarzowi schemat smarowania łańcucha w WLA
Wypad na Podlasie był drugim naszym 3 dniowym trampingiem , w minionym roku odwiedziliśmy Zakopane i Bieszczady. Uważam, iż takie wypady to najlepszy sposób na celebrowanie posiadania zabytkowego Harleya czy Indiana. Dobrane towarzystwo, okolicznosci przyrody i dobre drogi to gwarancja radości z trudu odbudowy naszego motocykla i oczywiście niezapomnianych wspomnień. Zawsze powiem po powrocie, że warto.
Ryszard Borucki